

„Śpiewające obrazy” czyli po raz czwarty w SDK śpiewano Grechutę.
Tak, w sobotę po raz czwarty w SDK śpiewano Marka Grechutę. I po raz czwarty sala pękała w szwach, publiczność wstrzymywała oddech, gdy działał niezwykły urok tych piosenek i poddawała się wszystkim autorskim zabiegom gospodarza sceny, którym w tym roku był Rafalski z Klanu, czyli aktor warszawskiego teatru „ Ateneum” Jacek Borkowski.
W czym tkwi tajemnica tego wieczoru, ze wszyscy opuszczają widownię z uczuciem zadowolenia i w radosnym nastroju? Zapewne pracownicy SDK analizują, jaki sens ma ich praca. Zapewne trafny jest pomysł tego przedsięwzięcia i szczególna dbałość o przebieg imprezy we wszystkich jej elementach.
Impreza ta wpisuje się w realia naszych czasów. Socjologowie i publicyści mówią, ze groźne jest zjawisko dezintegracji współczesnych społeczeństw. Gdy powstają fortuny, rodzi się przepaść między bogatymi a biednymi, a więc i wzajemna nieufność. Niepokoi również przepaść międzypokoleniowa. Są środowiska, gdzie nie stwarza się sytuacji dla wspólnych spotkań młodych i starszych, a często przeważa atmosfera narzekania jednych na drugich.
Piszę o tym, bo właśnie to miejsce ma znamiona integracyjne. Ci, którym się w życiu „udaje” sponsorują ją, a więc obniżają jej koszta organizacyjne, by wszyscy mogli spotkać się, usiąść i razem uczestniczyć w tym, co lubią.
Na tą imprezę przychodzi dużo młodzieży. Piosenki M. Grechuty się nie starzeją. Pokolenie jego rówieśników pamięta tego chłopca o urodzie cherubinka, jak z całą szczerością i prostotą wyśpiewywał „ty właśnie ty będziesz moja damą”, „czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie”, czy „Tango Anava”. Każda jego piosenka była dla nas swoistym objawieniem. Przychodzimy więc na ten festiwal dla tamtych wspomnień. Młodzież przychodzi, bo odkrywa prawdziwe piękno tych pełnych poezji utworów. I w tym jest sens, że warto tę imprezę robić, bo jest dla kogo.
Grechuta powiedział kiedyś „Ku mojej radości na koncertach jest sporo młodzieży, a kiedy słyszę brawa, wiem, ze zadanie wykonałem jak najlepiej.” Braw na ostatniej imprezie było dużo, co by znaczyło, ze rzeczywiście warto to robić.
Tegoroczna edycja tego śpiewania miała znaczące jury, które swoim składem gwarantowało, że wydany werdykt jest słuszny i prawdziwy. Przewodniczył wspomniany już śpiewający aktor Jacek Borkowski, ale obok niego „zasiadali”: Lucyna Górska – wokalista, solista Filharmonii Koszalińskiej, Zbigniew Kułagowski – muzyk, Dyrektor Nowego Teatru ze Słupska, przedstawiciele władz samorządowych wszystkich szczebli: Marszałek- Jan Krawczuk, Starosta – Andrzej Lewandowski, Burmistrz – Krzysztof Frankenstein, gospodarz wieczoru Dyrektor SDK – Izabella Sozańska-Majchrzak. Przesłuchali aż 28 zgłoszonych wykonawców, spośród których 13 zakwalifikowali do koncertu laureatów, który to koncert był dla nas ucztą duchową. W tej trzynastce znalazły się aż 2 sławnianki: Monika Pela i Justyna Kosmalska – uczennice Liceum Ogólnokształcącego w Sławnie.
Brawo!
Ponieważ publiczność w drodze plebiscytu miała zadanie wyłonić swojego kandydata dla nagrody, siłą rzeczy staliśmy się jurorami. Każdy z nas mimo zachwytu musiał dokonać wartościowania. Takie zadanie podnosi zawsze temperaturę wieczoru, a było i ciepło, i sympatycznie.
W tym roku było też bogato. Ze swoimi nagrodami przyszli na imprezę i Pan Marszałek, i Pan Starosta, i Pan Burmistrz, i Pani Dyrektor SDK, i Ks. Proboszcz parafii pw. WNMP wsparł młody talent. Na nagrodę publiczności złożyli się miejscowi sponsorzy. Ale po raz pierwszy naszą imprezę doceniło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dając 7 tys. zł, które jury rozdzieliło pomiędzy trójkę zwycięzców,, którym przyznano statuetki Brązowego, Srebrnego i Złotego Marka. „Brązowego Marka” zabrała do Koszalina Monika Bernaś, piosenką „Serce”, „Srebrnego Marka” wyśpiewał Kacper Sikora z Kołobrzegu, za najciekawsze objawienie festiwalu jury uznało zespół” Slytherin” z Kołobrzegu, który zachwycił ciekawą aranżacją i kulturą wykonania piosenki „Świecie nasz” i nagrodzony został „Złotym Markiem”. Swój kunszt wokalny pokazał jeszcze raz gdy w finale zaśpiewał „Karuzelę z Madonnami” do słów M. Białoszewskiego, którą spopularyzowała Ewa Demarczyk. Oba utwory śpiewane przez ten zespół trzymały słuchaczy w napięciu i nawet tylko dla nich warto było być tego wieczoru tutaj. Temu zespołowi również publiczność przyznała swoją nagrodę.
Pozostali nagrodzeni finaliści to Kornelia Fedorczyk-Cabrera ze Słupska, Adriana Kuśma z Białogardu, Aleksandra Cybula ze Słupska, Duet Alicja Kwiecień i Marcin Franc z Białogardu, Katarzyna Wołoszyn ze Słupska, Monika Pela ze Sławna, Karolina Rumaczyk ze Słupska, Justyna Kosmalska ze Sławna, Katarzyna Chmielewska ze Słupska i Anna Tryk z Bełchatowa.
Druga część wieczoru należała do Jacka Borkowskiego. Śpiewał, bawił monologami i dowcipami, uczył języków obcych, angażował do wspólnego śpiewania. I taka jest już siła dobrego aktora, że jakby mocą czarodziejskiej różdżki potrafi opanować nawet najliczniejsze grono słuchaczy.
W programie był W. Młynarski, L. Sempoliński, był cygański romans, był przepięknie zaśpiewany głośny przebój Paula Anki „Żyłem jak chciałem” i było dużo, dużo dowcipów.
A spodziewaliśmy się Brela, Wysockiego, Hemara, Sinatry. Nie było. Dowcipy mają to do siebie, ze drugiego dnia już ich nie pamiętamy. Pięknie zaśpiewana poetycka piosenka zapada w naszą świadomość i będziemy ją długo pamiętać, tak jak w ubiegłym roku piosenki z „Kabaretu Starszych Panów” śpiewała Joanna Trzepiecińska.
To była prawdziwa maestria i jej nie zagłuszy głośny, chóralny śmiech. I na tę prawdziwą sztukę czekać będziemy przez rok. Bo warto.
Eustachy Bindas.